Siedem polskich wydawnictw powołało do życia spółkę z o.o. Platforma Dystrybucyjna Wydawnictw.
W oficjalnym komunikacie możemy przeczytać:
Celem spółki jest uregulowanie dystrybucji e-booków. Poszczególne wydawnictwa przekazują tym samym spółce wyłączność do przechowywania wersji handlowych plików master, ich zabezpieczania i dalszej obsługi nimi serwerów sprzedawcy detalicznego. Platforma stanie się również płaszczyzną do innych działań, mając na względzie przeciwdziałanie niekorzystnym zjawiskom na rynku wydawniczym
Wieść o tym doniosłym wydarzeniu gruchnęła tuż przed świętami. Cóż z tej enigmatycznej wypowiedzi można wyczytać. Po co się zakłada spółkę prawa handlowego? By prowadzić działalność gospodarczą przynoszącą zysk. Tak należy odczytywać owo "uregulowanie rynku" i "przeciwdziałanie niekorzystnym zjawiskom na rynku". Wirtualnemedia.pl uderzyły w tarabany krzykliwym tytułem: Wydawcy wypowiedzieli wojnę Virtualo i Nexto. Już sprzymierzeni wydawcy mieli masowo wypowiadać umowy z Virtualo i Netpress, gdy ukazało się dyplomatyczne dementi Platformy Dystrybucyjnej Wydawnictw.
Jaki jest cel tego przedsięwzięcia? Przyjrzyjmy się najpierw jego uczestnikom, podając jednocześnie liczbę pozycji danego wydawnictwa w eksięgarni Virtualo:
- Czarna Owca - 85 pozycji, w tym trylogia Stiega Larssona
- Nasza Księgarnia - 130 pozycji
- Prószyński Media - 212 pozycji
- Rebis - 110 pozycji
- Sonia Draga - 41 pozycji, w tym znajdująca się na listach bestsellerów sadomasochistyczna trylogia E.L. James
- Wydawnictwo Literackie - 114 pozycji, w tym powieści Jacka Dukaja
- Zysk i Ska - 122 pozycji, w tym saga George'a R.R. Martina
W sumie 814 pozycji na ok. 8800 poz. w języku polskich, kosztujących więcej niż 5 złotych. W tym wydawniczym septecie na próżno szukać wydawnictw, które mają własną e-księgarnie, lub należą grupy kapitałowej, w której takowa się znajduje, takich jak Agora (publio.pl), Znak (woblink.com), Helion.pl (ebookpoint.pl), PWN (ibuk.pl) i inni. Do spółki wchodzą wydawnictwa średniej wielkości, nie ma tu ani gigantów, ani kompletnych mikrusów.
Pierwsze skojarzenie jakie przywodzi na myśl nazwa Platforma Dystrybucyjna Wydawców może skłaniać do stwierdzenia, że spółka będzie dążyć do stworzenia własnego kanału dystrybucji, czyli e-księgarni, by prowizja dla dystrybutora pozostała w wydawniczej rodzinie.
Jednak wcale tak być nie musi. Nowy podmiot w moim przekonaniu ma na celu wzmocnić pozycję reprezentowanych przez niego wydawców w negocjacjach z dystrybutorami, by uzyskać korzystniejsze warunki i niższą prowizję. Z drugiej strony zamierzeniem wydawców jest stworzenie narzędzi kontroli realizacji umów, czyli w skrócie: czy liczba pobrań e-booków sprzedanych przez dystrybutorów e-booków ma pokrycie we wpływach z tego tytułu. Zimny pot na czołach wydawców wywołał abonament czytaj bez limitu na całą ofertę, w ramach której użytkownik za 19 zł dostaje dostęp do 2000 ebooków (na razie tylko na Ipadzie).
Legimi deklarowało wypłacanie wydawnictwom prowizji zgodnie z umową od w przypadku zapoznania się przez użytkownika z fragmentami książki, wykraczającymi poza te, które mogą być udostępniane nieodpłatnie w celach promocyjnych. Czy wydawcy mieli jakieś narzędzia kontroli, by sprawdzić co poczyna Legimi z jego ofertą? Wątpię - stąd nerwowa reakcja wydawców i wycofanie oferty abonamentowej. Czytaj bez limitu zostało uruchomione ponownie, ale w okrojonej formie.
Nie zależnie od dalszych losów nowego podmiotu i jego działalności, to jest to świadectwem szybszego dojrzewania polskiego rynku ebooków. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy ta konfederacja wydawców przeciw dystrybutorom przyniosła pozytwne skutki dla e-czytelników w postaci niższych cen e-booków. Z dumą sołtysa z "Samych swoich" można powiedzieć "Pierwsza sprawa o majątek... W mojej gromadzie!". Kolejny etap tego dojrzewania może być taki, że autor zamiast z pominięciem wydawcy pójdzie do dystrybutora. To się chyba self-publishing nazywa... czy jakoś tak...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz