Czy można rzetelnie pisać o czytnikach, nie zająknowszy się na temat e-papieru?
Do pisania skłonił mnie ten artykuł, stanowiący popis dziennikarskiego dyletanctwa. Autor jednym tchem wymienia i krótko przedstawia, Kindle za 79 $ (oczywiście nie zająknie się, że dla polskiego nabywcy należy jeszcze doliczyć do tej ceny cło i VAT), Nook Simple Touch za 99 $ i nowy czytnik polskiego lidera rynku multimedialnego - Trekstor za 229,99 zł.
Żurnalista wyliczy takie cechy urządzeń jak dostępne gigabajty pamięci oraz dostęp do internetu. Zero refleksji, czym się różni urządzenie z ekranem LCD od e-czytnika z eInk.
Gdzieś tam mimochodem autor(rka?) zasługujący/a na zaszczytne miano "szwoleżera dyletanctwa i niekompetencji w świecie czytników" wspomina: "Bardziej zaawansowane technologicznie modele Kindle'a czy Nooka mają już na wzór tabletów dotykowe ekrany. Nook Color oprócz tego, że – jak sama nazwa wskazuje – ma kolorowy wyświetlacz (na początku czytniki były wyłącznie czarno-białe), można na niego ściągać aplikacje i oglądać na nim filmy czy slajdy". ŁAŁ - kolorowy czytnik.
Dyć nasz empikowy Trekstor czytnikiem w kolorze pochwalić się może. Dlaczego te durne Hamerykany kupują tego czarnobiałego Kindle'a, kiedy tu tak tanio można kupić kolornego Trekstora? Zdurnieli?
Zero refleksji nad różnicą między czytaniem ze świecącego ekranu, a czytaniem z czytnika z eInk. Dziennikarstwo spod znaku maksymy "control C, control V i artykuł będę miał". Wystarczyłyby dwa zdania, że czytniki z eInk nie męczą zapewniają podobny komfort czytania jak tradycyjna książka, którego nie daje męczący wzrok wyświetlacz LCD, oszczędzają energię, ponieważ jest ona zużywania tylko podczas zmiany strony, dzięki czemu można z nich korzystać nawet kilka tygodni bez ładowania baterii. Gdyby o tych dwóch banalnych sprawach autor napisał, oszczędziłby mi napisania tych gorzkich żalów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz