Te błędy popełniłem, wybierając pierwszy czytnik e-booków

Był grudzień 2011 r. W tramwaju zobaczyłem, że jakiś gość czyta coś z takiego dziwnego urządzenia, ni to tablet, ni to kalkulator. Zapragnąłem mieć coś takiego i ja. Zacząłem szukać informacji na temat czytników.

Kindle Classic (Kindle 4) położony na otwartej książce

Jak wybierałem mój pierwszy czytnik e-booków?

Była końcówka 2011 r. Polski rynek e-booków wtedy nawet nie raczkował, a ledwie pełzał. Nieliczne e-księgarnie sprzedawały e-booki zabezpieczone systemem DRM firmy Adobe. Dlatego uznałem, że nie warto brać Kindle, który tego rozwiązania nie obsługuje.

Czytnik wyobrażałem sobie jako takie mobilne urządzenie, na którym poza czytaniem będzie można coś napisać, skorzystać ze słownika. To były czasy, gdy smartfony i tablety były dość drogie, więc liczyłem, że będę mógł od czasu do czasu skorzystać z internetu na czytniku.

Ponieważ wcześniej korzystałem sporo na komputerze z dokumentów w formacie DJVU, zależało mi na obsłudze tego formatu. Liczyłem ponadto, że obecność trybu reflow pomoże w obsłudze plików PDF.

Wahałem się pomiędzy Iriver Story HD a czytnikiem cypryjskiej marki Prestigio Nobile PER5162. Mój wybór padł na „Cypryjczyka”, przeważyło etui w zestawie, obsługa dźwięku i funkcja TTS, słuchawki w zestawie i Radio FM.

Czytnik e-booków Iriver Story HD

Prestigio Nobile PER5162 pod względem kształtu obudowy i rozkładu przycisków był klonem… Kindle 2. Kosztował 629 zł.

Mój pierwszy czytnik – Prestigio Nobile PER5162

Czytnik jeśli chodzi o czytanie spełniał swoje zadanie, otwierał e-booki, przewracał strony, pozwalał zmienić wielkość i krój czcionki.

e-czytnik Prestigio PER5162BEN

Najbardziej się zawiodłem na słowniku, z którego nie można było korzystać z poziomu e-booka, tylko trzeba było uruchamiać jako osobną aplikację. Miałem problem ze znalezieniem plików słownika, które by działały na czytniku. Aplikacja często sama si wyłączała.

Dużą wagę przywiązywałem do obsługi plików DJVU, bo był to najpopularniejszy format w sieci polskich bibliotek cyfrowych. Niestety czytani ich na małym 6-calowym ekranie okazało się utrudnione.

Do tego doszła rewolucja na polskim rynku e-booków, która dokonała się wiosną 2012 r. i polegała na odejściu od zabezpieczeń DRM i udostępnianie e-booków w formacie MOBI, by można je było czytać także na Kindle.

Wszystkie moje założenia przy wyborze czytnika padły w gruzach:

  • słownik okazał się bezużyteczny,
  • przeglądarka powolna w korzystaniu,
  • obsługa DRM przestała być tak dużym atutem,
  • obsługa formatu DJVU nie okazała się tak dużym atutem, jak na to liczyłem,
  • z fizycznej klawiatury, na której mi tak zależało praktycznie nie korzystałem.

Uległem czarowi dużej liczby obsługiwanych formatów i wsparcia dla DRM. Po części też kierowałem się emocjami i pośpiechem. Czytnik chciałem mieć natychmiast, a na Kindle trzeba było trochę poczekać.

Drugi wybór: Kindle Classic. Czasem mniej znaczy więcej

Jaki był finał całej sprawy? Jesienią trochę „przypadkowo” kupiłem Kindle Classic, który:

  • nie miał w zestawie etui,
  • nie miał w zestawie słuchawek,
  • nie obsługiwał dźwięku,
  • nie obsługiwał wielu formatów,
  • nie obsługiwał DRM,
  • nie miał fizycznej klawiatury,
  • nie miał radia FM,

ale okazał się znacznie szybszy, lżejszy i wygodniejszy, a ponadto

  • miał użyteczny słownik,
  • zdecydowanie lepszej jakości ekran E Ink Pearl,
  • umożliwiał wygodne zaznaczenia tekstu i sprawną nawigację przy pomocy D-PADA.

Kindle Classic kupiłem trochę przypadkowo, a impuls do zakupu stanowiła informacja, że Amazon przestał naliczać VAT do ceny zakupu. Za urządzenie zapłaciłem ok. 440 zł.

Grafitowy Kindle Classic
Grafitowy Kindle Classic, po prawej stronie widoczny fragment żółtego etui czytnika Bookeen Saga

Dzięki Kindle Classic (Kindle 4 ) zacząłem czytać literaturę w językach obcych. Polubiłem funkcje wysyłania plików na czytnik z wykorzystaniem adresu e-mail.

Pierwsza książka, którą przeczytałem na nowym czytniku była w formacie PDF. Czytanie w trybie poziomym z dopasowaniem do szerokości ekranu okazało się wygodniejsze niż zawodny i nieprzewidywalny tryb reflow.

Kindle Classic służył mi prawie 6 lat. Przetrwał dwa etui i upadek z wysokości. Nie wytrzymał niestety jednej imprezy i tak dużych sił nacisku, że wypadły magnesy z etui. W rezultacie padł ekran.

Rozmontowany Kindle Classic
Kindle Classic z uszkodzonym ekranem, rozłożony na części

Ogromną zaletą Kindle 4 była możliwość obsługi czytnika ręką, w której go trzymałem. Przyzwyczaiłem się do świetnie działających bocznych przycisków.

Kindle 5 z reklamami
Czytnik e-booków Kindle 5 z reklamami.

Dlatego zacząłem desperacko szukać ofert używanego Kindle z przyciskami. Mój wybór padł odświeżonę wersję Kindle Classic – Kindle 5 w czarnej obudowie. Zapłaciłem ok. 220 zł i to za wersję z reklamami.

Podsumowanie

Mój pierwszy wybór bazował na błędnych wyobrażeniach dotyczących działania takich funkcji czytnika jak słownik czy przeglądarka. To, że czytnik ma jakąś funkcję, nie oznacza jeszcze, że okaże się ona użyteczna.

Lepsze są dwa czy trzy porządne słowniki, które są nam naprawdę potrzebne, od trzydziestu ze słownictwem na poziomie podstawowym lub z językami, w których nie będziemy czytać.. Lepsza jedna użyteczna i dobrze wyglądająca czcionka niż 30 słabych lub średnich.

Nie należy też przywiązywać wielkiej wagi do „przydasi”, czyli funkcji, o których myślimy „a przyda się”. Co z tego, że czytnik ma funkcje TTS (text-to-speech), jak nie działa na nim poprawnie wyszukiwanie w tekście? Wybierając czytnik, warto wskazać kilka kluczowych funkcji, których oczekujemy od czytnika. Następnie pozostaje sprawdzać, wertując recenzję i pytając na forach, czy grupach tematycznych, które urządzenie spełnia nasze wymagania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz