Wkrótce po ukazaniu się Ipada pojawił się prześmiewczy rysunek porównujący możliwości: urządzenia Apple, czytnika ebooków Kindle i kawałka skały.
Ten trzeci pobił konkurencję trwałością baterii, natychmiastowym startem, matowym ekranem, ceną poniżej 250 $, wodoodpornością... Tylko podobnie jak konkurencja nie posiadał obsługi flasha.
Pytanie "tablet czy e-czytnik?" niejednokrotnie pojawiało się na forach internetowych i blogach. Kiedy pojawił się Ipad, pomyślałem - "no fajnie, ale do czego to ustrojstwo może się przydać?". Tak właściwie tablet to "netbook" z odrąbaną klawiaturą, dotykowym ekranem i słabszym procesorem. Netbooka czy laptopa nie jest w stanie zastąpić, pracować się na nim nie da na dłuższą metę, film - niby można obejrzeć, ale co za radocha na małym ekranie, który trzeba trzymać albo w łapach, albo o coś oprzeć. Jest to w większości przypadków gadżet w najczystszym tego słowa znaczeniu. Do dłuższego czytania tablet też się nie nadaje, choć może sprawdzić się w przeglądaniu prasy i artykułów.
Truizmem, będzie stwierdzenie, że e-czytnik (tę nazwę zastrzegamy dla urządzeń z technologią e-ink) jest urządzeniem dedykowanym do czytania. Ma dwie podstawowe zalety:
- zużywa mniej energii, co za tym idzie dłużej pracuje na baterii,
- daje większy komfort czytanie i nie męczy tak oczu jak ekrany emitujące światło
- pozwala na większą koncentrację niż czytanie na tablecie czy pececie, gdzie co chwilę narażeni jesteśmy na pousę, by sprawdzić coś na necie.
O ile tablet nie zastąpi laptopa, to e-czytnik z powodzeniem zastąpi... no właśnie co? Czy samą książkę - chyba nie? Raczej inne urządzenia, na których dotąd czytaliśmy e-booki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz